Odyseja dzikowa 173km

Będzie długo, czasami nudno, będzie się niemiłosiernie ciągło i będzie bolało …. poniższa relacyja z premedytacją jest „spaghetti westernem” polskiego ultra – chciałbym abyście choć w przybliżeniu dotknęli tego co czujesz gdy przed sobą masz perspektywę ponad stu kilometrów do przebycia i kilku tysięcy metrów do wspięcia się w górę … gdzie czasoprzestrzeń zagina się niczym w pijackim śnie a niecały kilometr do punktu wydaje się kilkutygodniową drogą do Mordoru  … gdzie fizyczność przestaje mieć znaczenie a kroki stawiasz jedynie siłą umysłu …. gdzie gorąca kawa ratuje życie a kompana u boku rozumiesz bez zbędnych słów – zapraszam w podróż po Ultra Trail Małopolska 173km razem z dzikami z RUNHOGS TychyUltraDzikusem Azteqiem i Bastkiem opisane oczyma tego pierwszego! To co poniżej jest moim subiektywnym obrazem – to są moje przeżycia i odczucia zapewne różne od innych uczestników a może i zarazem podobne – nie starajcie się ogarnąć całości na raz – podzielcie sobie to ma małe kawałeczki – tak jak ja ten dystans szatkowałem sobie  w głowie …… niech podróż się zacznie!


Profil do góry nogami jakby mniej straszny – jedziemy z tematem!!! 😉

 

1. WPROWADZENIE

Bastek – w co myśmy się wpakowali ???
Te słowa Bastek słyszy coraz częściej na naszych górskich wybieganiach. Zajebistość pomysłu startu w tym ultra spada wprost proporcjonalnie do upływającego czasu. Ale nie ma bata – jak już dziczyzna znalazła się  na listach UTM170 to trzeba ryć po górach treningowe przebieżki. Tak więc raz – dwa razy na tydzień pobudka ok. 4 rano i jazda w góry na naszą ulubiona pętelkę zahaczającą o Szyndzielnię, Klimczok a czasem o Błatnią. Przy 3-dniówce zleconej przez trenejro z 42k zaliczamy też górę Żar i górki Międzybrodzkie … tutaj naprawdę mocno przepracowaliśmy 5 miesięcy przed startem. Co śmieszne pot wylany w górach zaowocował życiówkami w startach na 10km i półmaratonie – bomba wybuchła na Półmaratonie Żywieckim, który do życiówkowych nie należy ze względu na „górki” – a tu oboje poprawiamy życiówki o parę minut – WHAT THE DZIK  ja się pytam???
3 styczeń 2019 – ruszają zapisy na UTM – ja po chwili oznajmiam Bastkowi, żem już zapisany i opłacony z numerem 1 na tym dystansie czyli 51 😉
Jego odpowiedź:
Jesteś Ty k…wa normalny? 173 km ? Dwie noce? Nie mamy dla kogo żyć?
Jestem pewny, że on podniesie tą rękawicę  – ja byłem zdecydowany, decyzje były podjęte już dawno, papiery podpisane, wsparcie najbliższych zapewnione (moja żona dalej zwana „Kotkiem” powiadała – ja wiedziałam, że to i tak zrobisz). Rok wcześniej na tej trasie zrobiliśmy wspólnie z Bastkiem 107km – to była ciężka przeprawa o której pewnie jeszcze napiszę – wtedy nie wyobrażaliśmy sobie, że moglibyśmy wejść w drugą noc podczas jednych zawodów – byliśmy zdemolowani fizycznie i psychicznie. Po wszystkim jednak u mnie kolejna klapka „nie da się” legła w gruzach i byłem gotowy na sprawdzenie swoich sił na tym dystansie. Na początku marzyłem , że kiedyś zrobię maraton – później, że kiedyś na starość przebiegnę 100km po górach – następnie ,że może stumilak. I tak oto jestem tutaj – w lesie, na górskim szlaku w ciemną noc w środku jakiegoś pieprznego ultra stumilakowego plus !!! 😉

2. JUŻ TUŻ TUŻ

Piątek, piąteczek, piątunio – 31 maja – długo wyczekiwany dzień – ostatni tydzień to zero skupienia się na robocie tylko ciągłe rozkminki – ale jak, ale po co, a może Szczebla już tam nie ma …. Pakowanie w moim wydaniu to jak zwykle wszystko na ostatnią chwilę – co gdzie wcisnąć, co upchać – lista rzeczy obowiązkowych dość obszerna a plecaczek jak dla przedszkolaka. Tysiące małych decyzji ultrasa, które mogą na tej trasie uratować dzikowi zadek – ile żeli, co na przepaki, w których butach startować, czy brać whiskey z colą czy może bez coli 😉 ….. podjeżdża Bastek swoim pomarańczowym postrachem szos, ja podnoszę plecak a tam plama wody – bukłak przecieka 😉  Szybka akcja w pobliskim Himalu (dzięki chłopaki, za szybkie zakupy) i jazda – kierunek Beskid Wyspowy !!!


Znajdź Heńka, który zawsze pomaga mi się spakować !

Gdy pierwszy raz tam wjeżdżasz pytasz sam siebie – gdzie te góry, gdzie te przewyższenia ??? Tam górka, gdzie indziej górka a tak to płasko …. myśli człek przyzwyczajony do swoich pobliskich Beskidów Śląskich …
Parkujemy i lecimy po pakiety do szkoły podstawowej w Kasince Małej – kontrola tracka wgranego na zegarek lub telefon (oj uratował on nam sierść wiele razy) i już jesteśmy posiadaczami ultraskich pakietów. Oddajemy też trochę rzeczy na zbiórkę dla Monaru (a przekazanych przez nasze stadko RUNHOGS). Do startu trochę czasu więc ubiegłorocznym zwyczajem lądujemy z Bastkiem na nawodnieniu chmielem – a jak wiadomo nawodnienie to czynnik kluczowy w bieganiu!!! Jest pięknie i bez biegania więc po co nam to??? Powoli rodzą się demony – czy dzik dadzą radę, czy nie splamią honoru stada i nie popłaczą się na pierwszej górce niczym dzieci wysłane do kąta … Bastek mówi – ..po jaką cholerę mówiliśmy o tym tylu osobom ???


Nawodnienie ważna sprawa – po szklanie i na rusztowanie ….. a nie! .. na szlak !!!!

Szybkie ubieranko, kontrola wyposażenia, ostatnie męskie decyzje co gdzie wcisnąć …. no i w moim przypadku smarowanie niezastąpionym sudokremem newralgicznych punktów dzikiego ciała 😉 Wrzutka worków na przepaki i wycieczka pod górę ok. 2km do Bazy Lubogoszcz, gdzie startujemy. Na miejsce docieramy spoceni jak kierowca wakacyjnego PKS-u – tam ostatni odpoczynek na ławkach, kontrola obowiązkowego wyposażenia, kitranie GPS-a w plecaku i już stoimy w grupce szaleńców z rozbieganymi oczkami – 84 zawodników na 107km i 34 straceńców na 173km …. no bo jeszcze samobójcy na 240km już biegną od 7 rano !!!


Bastek uśmiechaj się – niech myślą, że nam się to podoba …

Czuję się spokojny … nawet za bardzo – nie ma euforii, nie ma przerażenia – mam to wstępnie poukładane w głowie – czekam na przygodę życia, nie mogę się doczekać momentu kiedy przekroczę coś co zwie się normalnością, kiedy  strefa komfortu będzie tylko wyblakłym wspomnieniem a ja poczuję, że żyję!!! Wspólna fotka i ruszamy …………


Zatrważające nasycenie świrów na metr kwadratowy Bazy Lubogoszcz (fota UltraZajonc )

 

3. NIENAJLEPSZE ZŁEGO POCZĄTKI

„Bastek, jedziemy z tym ultra !!!” krzyczę tuż po finałowym odliczaniu – jestem miękka pipa więc mam łzy w oczach – właśnie zaczynam realizować jedno ze swoich największych biegowych marzeń – tyle pracy, tyle potu, tyle niewiadomych a jestem TUTAJ – na starcie UTM170!!! Praktykuję „życie tu i teraz” i to był właśnie taki moment – nie myślę o dystansie przede mną, o problemach, które za mną – upajam się chwilą gdy marzenie staje się rzeczywistością ……

——————————————————–

TO tyle tego dobrego – całość przeczytasz na
ULTRADZIKU.PL