Mistrz i jego dziki uczeń

Tego w stadzie jeszcze nie grali – nasz rudy kenijczyk będzie młodym biegowym dżedajem pod okiem samego mistrza Heńka. Brychu – notuj wszystko w kajeciku, pilnie wypełniaj zadania domowe, skakaj pajacyki i wcinaj mniej ciastek – tak cobyś nasze dzikie stado godnie reprezentował przed obliczem mistrza a na krakowskim egzaminie maratońskim cobyś zaliczył sesję z plusem!!! Heniek – jakby się obijał ten nasz dzik to pisz – my już go tu odpowiednio zmotywujemy!

A oto relacja samego zainteresowanego:

BRYCHU:
Po tym jak maraton w Budapeszcie (październik 2017, czas 02:56:43) pokazał mi, że życiówki na tym królewskim dystansie nie robi się „codziennie”, wiedziałem, że przygotowania do kolejnego maratonu będą trudniejsze niż poprzednio. To był atak na czas poniżej 02:45:00, ale po 18km kiedy tylko wybiegliśmy z cienia w pełne i palące słońce dla mnie ten bieg się skończył, zanim tak naprawdę na dobre się zaczął.

Po biegu nie było euforii, hura optymizmu, nakręcania się, itp. Był smutek, niedowierzanie, żal i poczucie straconego czasu na treningach. Po kilku dniach wszystkie negatywne emocje umknęły i zacząłem się zastanawiać co dalej. Z maratonem trzeba się rozprawić, to jasne. Cel, który założyłem sobie w mojej amatorskiej karierze biegowej (złamać w maratonie granicę 02:30:00) jest niezmienny. Ale jak się zabrać do tego krok po kroku po takiej wpadce? Tym bardziej, że pół roku wcześniej w Hamburgu (kwiecień 2017) po odpowiednim przygotowaniu zrobiłem życiówkę 02:48:56.

Zacząłem od zapisania się natychmiast na kolejny maraton, to już tak jest, kto się wkręcił ten wie, że po ukończonym biegu trzeba się zapisać na kolejny, żeby nie było pustki, żeby był już kolejny cel, żeby zacząć niebawem przygotowania, tylko jak? Plan był, żeby lecieć tym samym tokiem przygotowań jak do Hamburga – uwielbiam przygotowywać się w okresie zimowym do wiosennego maratonu. Nie na widzę trenować do maratonu jesiennego w okresie letnim, słońce i temperatura mnie po prostu masakrują, i to poniekąd była jedna z przyczyn niepowodzenia w Budapeszcie.

Ale stwierdziłem, że jest okazja by spróbować jakiegoś zewnętrznego bodźca, współpracy z kimś, kto spojrzy na to wszystko z boku, trzeźwym i fachowym okiem. Maratonu jesienią w 2018 roku nie planuję biegać, więc na taką współpracę musiałbym czekać do maratonu wiosennego w 2019 roku, to trochę za długo czekania. I decyzja zapadła, spróbuję współpracy z fachowcem w przygotowaniach do najbliższego startu na królewskim dystansie w Krakowie (kwiecień 2018). Ale kogo wybrać? Fachowców i specjalistów reklamuje się w sieci pełno. Ale ja wiedziałem od razu z kim chciałbym współpracować. A po przeczytaniu tego tekstu TEGO TEKSTU 🙂 tylko się w tym utwierdziłem.

Wybór padł na samego mistrza, mój wzorzec do naśladowania, osobę, której karierę śledzę od dłuższego czasu – Henryk Szost. Zagaiłem, przedstawiłem się jako gość chcący pomykać na maratońskich trasach jeszcze szybciej i spytałem czy widzi szansę, żebym w Krakowie złamał granicę 02:40:00. Przesłałem wszystkie swoje informacje, oczekiwania i osiągnięcia. Henryk odpisał, że jest taka szansa i podejmie się przygotowania mnie do najbliższego maratonu już od grudnia 2017. Przed pierwszą rozmową z nim stres był duży, ale po rozmowie stres jest jeszcze większy.

Teraz trzeba spełnić oczekiwania trenera, jeszcze ciężej pracować i nie odpuszczać (choć ja na treningach nigdy nie odpuszczam), pozostałe Loszki i Dziki z naszej grupy biegowej RUNHOGS Tychy dobrze wiedzą jak Dzik Brychu traktuje bieganie. O motywację się nie boję, zniosę każdy wysiłek, plan wykonam w 101% a na zawodach dam z siebie wszystko. I obiecuję, że jak tylko nie będzie upału to granica 02:40:00 zostanie złamana 🙂