Z pamiętnika Wujka – po raz drugi maratończyka … vol.5

Piszę ten tekst 16 dni po maratonie. W ciągu tych 16 dni było zbyt dużo negatywnych myśli, które w amatorskim bieganiu nie powinny mieć miejsca. Dodatkowo 13 dni po maratonie na roztrenowaniu dopadła mnie (mam nadzieję niegroźna) kontuzja. Dlatego dla rozluźnienia muszę ten opis poprowadzić jakoś inaczej. To co się wokół startu działo znajdziecie w opisie brata TUTAJ.
 
A teraz JA:
1. Dieta cud przed startem: Cud polegał na tym, że (poza tuńczykiem) jadłem jak na koloniach w PRL … tyle i to co trener kazał. Na talerzu było smacznie i kolorowo a wszystko popijane ilościami wody, które napoiłyby pułk legii cudzoziemskiej na Saharze.  
 
2. Zakupy przed startem: obcowanie w kolejce z następcami Pudziana w sklepach z suplami było mobilizujące. 

Zestaw małego koksa

 
3. Pakowanie: po cholerę brałem tyle ciuchów. Wg prognoz, które się sprawdziły wystarczyłoby zabrać kąpielówki i okulary przeciwsłoneczne. Aaa już wiem po co … w coś musiałem opakować koleżanki ze Skandynawii 😀 
 
4. Podróż: Wujek (McGaywer) zawsze ma ze sobą wytrych 😀 .. tym razem przydał się do wpuszczenia do pociągu podmuchu powietrza bo nawet klima nie wydalała tych temperatur. Inne spostrzeżenie .. pociąg objęty całkowitą rezerwacją miejsc jest chyba tylko do południowej granicy. W Czechach i na Słowacji nikt się tym nie przejmuje. 
 
5. Hotel: Na romantyczną wycieczkę do Budapesztu nie polecam. Na techniczną kimę wystarczy. 
 
6. Miasto: Niestety miało być śmiesznie a będzie niesmacznie … Budapeszt pozostawi w mej pamięci smród moczu 🙁 
 
7. Organizacja biegu: biuro zawodów sprawnie i szybko. Mała jedynie wkurzyła się, że z 30km przepisanie na 10km było płatne i ostatecznie zrezygnowała. Pakiet OK. Przed biegiem kibelki i strefy startowe na miejscu. 
 
8. Bieg: trwał idealnie do 28 km. Słoneczko, widoczki, rzeczka, słoneczko, mostek, tunel, słoneczko, wyspa, słoneczko, słoneczko, woda, słoneczko. Miodzio tylko kurcze nogi przestały się ruszać. Potem już tylko 14 km radosnych przekleństw i piękna a jakże cała w słoneczku META. Ucieszyłem się, że Anulka dała radę i ma swój pierwszy medal z zawodów. Jeszcze ucieszyłem się jak do życia przywróciła mnie pepsi przyniesiona przez Małą. W sumie sama gorąca radość !! 

Wujkomyjnia pomaratońska

 
9. Pobiegowe jedzenie i nawadnianie: nawet na smutno było wesoło. Po biegu jedliśmy w knajpie gdzie ceny były raczej umowne a kelner/gospodarz chyba nie bardzo lubi kasy fiskalne 😀 Na szczęście dobrze opakowane w punkcie 3 koleżanki ze Skandynawii umiliły wieczór w hotelu. 
 
10. Zwiedzanie: Było ambitnie z planem jak na maraton. Zaczęliśmy od lokalnego street food i piwka. No i w sumie fajne te knajpki 😀 

W oczekiwaniu na nawodnienie …
 
11. Powrót: Ktoś dostał 4 dziki !! 
 
12. Kolejny cel: 17 PZU Cracovia Maraton 22.04.2018. Cel się nie zmienia … 3h25
 
Wracam do treningów. Buduję bazę. Będzie fajnie. Będzie dziko. 
pozdro,
Wujek