Z pamiętnika debiutującego maratończyka vol.4 … by Wujek

Jako, że Wujek okazał się dzikiem nie tylko wytrwałym ale i szybkim to w oczekiwaniu na obszerną relacyję leci wpis zamykający debiutującego maratończyka …. 😉

42195m. Udało się ! Euforia, duma i … Ale po kolei.

Ostatnie 10 treningów przed startem to była ostra harówka. Na przykład WT 6x1km.  Z każdym treningiem narastał niepokój czy się uda. Niestety narastał wprost proporcjonalnie do bólu kolana i achillesa prawej nogi. Maści, wcierki byle ograniczyć dolegliwości. W ten sposób wchodzimy w ostatnie 7 dni przed startem. Węglowodany i woda w ilościach jak dla konia wyścigowego. Wujek rozpoczynający dzień musli z suszonymi owocami – to się może szybko nie powtórzyć ! Ryż i makaron, makaron i ryż, wafle ryżowe, tosty itd. Tutaj szczególne podziękowania dla mojej żony Ani. Maratończyk w domu to nie jest łatwy przypadek …

No i w czwartek rozpoczynamy nawadnianie. Piję piję i piję … jak i pozostałe dziki. Zgodnie z poradami wszystko do wyjazdu przygotowane odpowiednio wcześniej przez co nie było żadnej nerwówki. Sobota rano wybieg na rozruch a nogi betonowe ! Strach zagląda w oczy na 25 godzin przed startem ale za późno na zmiany. Wszyscy spotykamy się na dworcu i zgodnie z planem wsiadamy do pociągu. Wsiadamy i co ?! I zaczynamy sztafetę do kibelka. Nawodnieni jak Stadion Narodowy przed meczem z Anglią latamy co kilka minut. Garmin Czabana zmierzył 400m zrobionych po korytarzach PKP.

runhogs-281
Wien by night – do snu Wujka utulał głos dworcowej spikerki….

4 godziny mijają bardzo szybko i po chwili meldujemy się w hotelu. Szybki przepak i bardzo błędna decyzja, która mogła zniwelować wysiłek … Otóż wymyśliliśmy sobie, że po pakiety pójdziemy PIESZO ! A miało być tak blisko. Amatorzy spacerów robią ponad 6km w jedną stronę ! Pakieciki odebrane w kilka minut. Jeszcze fotki i szukamy włoskiej restauracji aby zrobić ostatnie przed startem PastaParty. Trafiliśmy IDEALNIE do http://www.pizzeriamodena.at/ ! Najpierw pytanie o rezerwację ale szybko dostaliśmy stolik. Jedzenie pyszne, obsługa przez kucharza przemiła, rachunek bardzo rozsądny. Wychodzimy z knajpy a tam kolejka na 30 osób do wejścia i od razu wiemy, że na prawdę dobrze trafiliśmy. Wracamy do hotelu i umawiamy się na wieczór przy waflach ryżowych i wodzie. Oglądamy mecz ręcznych grając w planszówkę o maratonie 😀 Noc przesypiam spokojnie i pobudka 5:45.

runhogs-280
Wujek 3500 zgłoś się …..

Na śniadanie kajzerki z dżemikiem i powolne spokojne przygotowania. Smarowanko, ubieranko, aspirynka, izotonik, plastry, żele, pasek HR, ot typowy poranek przed biegiem. Z hotelu wychodzimy 7:15 i niestety uderzają w nas mocne podmuchy bardzo chłodnego powietrza. Jest jakieś 6-7 stopni ale z każdego hotelu zaczyna wylewać się rzesza ludzi w spodenkach z niebieskimi workami depozytowymi. W metrze 90% ludzi udaje się na start. Wysiadamy w okolicach startu, ogarniamy lokalizację bloków startowych, kibelków i depozytów. Była obawa o kolejki do depozytów i tutaj szacun dla organizatorów. 20 tirów już było opisanych po numerach startowych i w każdym 3 osoby obsługi. Zero kolejek i pełen porządek. Decyzja ostateczna w czym startować i trzeba było się rozebrać około godzinę przed startem. Oczywiście na takich nawodnionych biegaczy zbyt mało było kibelków więc krzaczki były oblegane.

Wchodzimy z Czabanem do boksu startowego gdzie już dosyć gęsto od biegaczy dzięki czemu nie aż tak zimno. Co jakiś czas ktoś obok nas rozmawia w ojczystym języku i to będzie być może jeden z decydujących momentów całego mojego startu. Spotykam Marcina Chyłkowskiego i pada sakramentalne „na ile biegniesz”. Ja mówię, że na złamanie 4h a Marcin odpowiada, że w sumie też bo jest po kontuzji. To Jego jubileuszowy 15sty maraton. Jeszcze w blokach mówimy, że w takim razie spróbujemy zacząć 5:25-5:30 i jeśli się uda to dlaczego nie trzymać się razem. Na tamten moment nie było wiadomo, czy nawet 5 km razem pobiegniemy ale zaczynamy rozmawiać. Tak mijają kolejne minuty. Wystartowała Elita, potem Brychu a my jeszcze 15 minut stoimy w miejscu.

I wtedy odliczanie i już .. trąba start poszli. Rzucam wtedy do Czabana, że mam nadzieję, że zobaczymy się na mecie i że ma mi znikać z oczu bo ma całkiem inny cel. A ja z Marcinem zaczynamy od mostu. Wiem, że Prezes jest z tyłu i czekam aż nas minie bo będzie miał dużo do odrabiania. Dzieje się to mniej więcej po 1,5 km. Wiem zatem, że wszystkie dziki przede mną a ja zaczynam walczyć. Ale zamiast myśleć zaczynamy z Marcinem gadać gadać gadać. Najczęściej oczywiście o treningach, bieganiu, planach, triatlonie ale nie przestajemy gadać. Przez to kilku innych rodaków nawiązuje z nami kontakt na trasie między innymi Mateusz Jarecki ze Skierniewic. Kolano nie boli i biegnę w miarę symetrycznie co daje mi psychicznego kopa. Robi się coraz cieplej ale NIC mi nie przeszkadza. Nic mnie nie obciera, nie doskwiera a czasy na km są idealne. Wręcz sami z Marcinem musimy się hamować jak zegarek odbija 5:11 czy 5:13.

Tak mija pierwsza dyszka, druga dyszka. Wokół tysiące ludzi i oczywiście wysportowane motywatorki w leginsach 😀 Do tego kibice i grające ekipy, które za każdym razem pozdrawiamy i komplementujemy. Po 20km „rozstajemy” się z połówkowiczami i robi się wyraźnie luźniej. Wiem, że zaraz dobiegnę do magicznej dla mnie granicy po 25km, gdzie miałem raczej nieprzyjemne wspomnienia. Mijam to i zaskakująco szybko odbija 30km. Wbiegam na „agrafkę” w którą tak wpatrywałem się w sobotę. Wiedziałem, że może to być decydujące 5km. Wbiegam i widzę Czabana biegnącego z naprzeciw !! „Dajesz Czaban dajesz” wykrzyczałem ile sił. Po 250m widzę Prezesa ale Michał pokazuje, że jest na odcięciu co mnie lekko martwi. Wiem, że jest około 20 minut przede mną ale nadal miał 7km do mety. Ja nadal czuję się świetnie a każdy km odbija w okolicach 5:22.

Niestety do czasu spożycia przedostatniego żelu. Zrobiło mi się niedobrze przez 20 sekund. Popiłem ile mogłem ale wiedziałem, że kolejny żel może mnie wyrzucić na pobocze. Podjąłem decyzję, że to był ostatni żel i przed 40tym km już nie wezmę. Każdy punkt z wodą wykorzystuję na maksa i wiem, że to nadal kilka kilometrów do przebiegnięcia. Mój Polar wyprzedał już wtedy tabliczki o ponad 600 metrów dlatego biegniemy z Marcinem na dwa zegarki :D. No i przyszła odcinka. 39ty kilometr. Już wracamy do centrum ale niestety jest pod górkę. Marcin kilka razy zwalniał, żebym się jeszcze trzymał ale w pewnym momencie już nie było we mnie żadnej energii. Wiedziałem, że po pierwsze dobiegnę, po drugie w czasie <4h więc bez słów porozumieliśmy się z Marcinem, że widzimy się na mecie. Przed tabliczką z 40km widzę służby ratunkowe nad jednym z zawodników i myślę, że w każdym momencie muszę zachować rozsądek. Dla mnie najdłuższy kilometr to między 40 a 41. A potem już się rozluźniłem. Nie było sił więc nie było tempa ale był luz i uderzenie endorfin. Ostani zakręt i widzę bramę z zegarami. Jakieś 300 metrów. Wbiegam na czerwony dywan, rozglądam się wokół siebie, tysiące ludzi na trybunach.

Ręce w niebo i milion myśli … Wujek zrobiłeś to. Krok po kroku brama KONIEC !! Celebruję to jak mogę najdłużej. Nikt mnie nie wyganiał ale powoli przechodzę do strefy medali i piwa 😀 Co prawda bezalkoholowe ale tam właśnie czeka na mnie Marcin. Przybijamy piątkę, robimy misia i parę fotek. Potem piwko i toast. Rozstajemy się i ja zaczynam szukać dzików. Pierwszego zobaczyłem Prezesa i jest mega radość. Pytam po kolei o czasy i jest genialnie. Wszyscy zrobili plan. A ja … jestem tak zmęczony, że chłopaki mi ściągają chipa z buta bo ja nie jestem w stanie. Dopiero teraz kolano mówi do mnie spier…j ja już nie działam. I zaczyna się chód a’la Lucky Luke. Grawer medalu, odbiór depozytu i powoli wracamy do metra. Wiedziałem, że parę osób już sprawdziło wynik i są pierwsze gratulacje. A potem świętowanie i celebra. Wiedeń zdobyty.

A co z moim dalszym bieganiem ? Wracam do radosnego hasania ale jakiś cel trzeba sobie wyznaczyć. Jeszcze nie wiem jaki ale będzie dziki. Mam nadzieję, że te cztery wpisy Was nie znudziły a może kogoś zmotywują. Skoro ja mogłem Ty też możesz.

Damian alias Wujek

runhogs-279
Wujek-świeżo-upieczony-już-nie-debiutujący-dzik-maratończyk!!!

Wujek – dałeś radę  – mega debiut – mega dzik – za rok poprawiamy wynik – Prezes 🙂